niedziela, 22 stycznia 2012

Jak to Onufry Zagłoba na Bednarskiej z małpami wojował.


Ulica Bednarska jest piękna w całej okazałości i dlatego była portretowana na wiele sposobów. Malowali ją na niezliczonej ilości obrazów, obfotografowano i sfilmowano. Urokliwe bramy kamienic na Bednarskiej skrywają do dziś trochę tajemnic.
Pięknie ulicę opisał Janusz Głowacki, obywatel świata, ale i warszawiak w swojej powieści „Z głowy”. Warto tutaj poszukać murku opisanego przez niego, czy domu, do którego zapraszał piękne kobiety. Na strych filmach często widać urok Bednarskiej, w charakterystycznej spadzistej roli. Najpiękniej chyba w filmie „Nie lubię poniedziałku”.

Na rogu Bednarskiej naprzeciwko słynnego akademika uczelni artystycznych znajdują się budynki Towarzystwa Dobroczynności, w których jeszcze kilka lat temu można było otrzymać tani nocleg. Dziś po pięknym unijnym remoncie mieszkają tam młodzi ludzie, którzy w warszawskiej rzeczywistości szukają życiowej szansy.

Pierwsza brama po lewej stronie, idąc od Krakowskiego Przedmieścia prowadzi nas do urokliwego parku, z którego widać cały Mariensztat i bryłę Zamku Królewskiego.

W głębi parku za naszymi plecami wznosi się wysoki mur z cegły. To pozostałości dawnego pałacu Kazanowskich, na którego terenie powstało Towarzystwo Dobroczynności. Pałac wybudowano w 1643 r., a jego właściciel, Adam Kazanowski, wspaniałością swojej rezydencji chciał konkurować z zamkiem królewskim. Budynek miał aż cztery kondygnacje, a ponieważ stał na skarpie, na potężnym murze oporowym, wydawał się jeszcze wyższy. Mur skarpy zachował się do dziś i na jego końcu znajduje się tablica przypominająca, że miejsce to wcześniej opisał Henryk Sienkiewicz w „Potopie”.

We wrześniu 1655 r. zaczął się szwedzki potop w Warszawie. Zniszczono wiele wspaniałych budowli, zrabowano bezcenne wyposażenie. 30 maja 1656 r. przybyły pod miasto wojska koronne, a 27 i 28 czerwca dotarły ciężkie działa i przystąpiono do ataku artyleryjskiego. Polacy zdobyli Warszawę, m.in. pałac Kazanowskich. W tej wspaniałej rezydencji znajdował się zwierzyniec. Tablica na murze informuje, że to tu pan Zagłoba walczył z małpami. Każdy rozgląda się gdzie te małpy są obecnie. Henryk Sienkiewicz w swojej pięknej książce tak opisał owo wydarzenie:

"- Simiae czy diabły? - rzekł do siebie pan Zagłoba.
Nagle gniew go uchwycił, męstwo wezbrało mu w piersi i podniósłszy szablę wpadł do klatki. Popłoch ogromny odpowiedział pierwszemu ciosowi jego miecza. Małpy, z którymi żołnierze szwedzcy dobrze się obchodzili i które ze swych szczupłych racyj karmili, bo ich bawiły, [...] wpadły w tak okropne przerażenie, że je szał ogarnął po prostu, [...] jedna skoczyła w obłędzie panu Zagłobie na kark i chwyciwszy go za głowę przywarła doń z całej siły. Druga przyczepiła mu się do prawego ramienia, trzecia od przodu chwyciła za szyję, czwarta uwiesiła się u zawiązanych z tyłu wylotów, on zaś przyduszon, spocony, próżno się miotał, próżno w tył zadawał ślepe razy, samemu wkrótce zabrakło oddechu, oczy mu na wierzch wyszły i rozpaczliwym głosem krzyczeć począł: - Mości panowie! ratujcie!
Wrzaski zwabiły kilkunastu towarzystwa, którzy nie mogąc rozeznać, co się dzieje, biegli w pomoc z dymiącymi od krwi szablami, lecz nagle stanęli w zdumieniu, spojrzeli po sobie i jakby pod wpływem czarów, ryknęli jednym ogromnym
śmiechem. Nadbiegło więcej żołnierzy, tłum cały, lecz śmiech, jak zaraza, udzielił się wszystkim. Więc taczali się jak pijani, brali się w boki, zamazane posoką ludzką twarze krzywiły im się spazmatycznie i im bardziej rzucał się pan Zagłoba, tym oni śmieli się więcej. Dopiero Roch Kowalski nadbiegł z góry i roztrąciwszy tłumy uwolnił wuja z małpich uścisków”.

Tyle Sienkiewicz. Czy było tak jak opisał? A czemuż nie mogłoby tak być? Wszak była Bednarska, były małpy, pałac Kazanowskich, potop szwedzki, a i nie jeden dzielny Onufry wśród polskiej szlachty by się znalazł, co chętnie z małpami wojował.


adalbert

12 godzin w Warszawie - na łamach niemieckiego Handelsblatt

Dlaczego mamy podróżować daleko, skoro piękno jest tak blisko? – pyta na łamach Handelsblatt młoda niemiecka dziennikarka Yavi Bartula. W interesującym artykule „12 godzin w Warszawie” opisuje pieszy spacer po polskiej stolicy Traktem Królewskim.
Zachęca tym samym cudzoziemców do poznania i odwiedzenia Warszawy.


Krok po kroku Yavi prowadzi swoich niemieckich czytelników po warszawskich ulicach opisując wszystko to, co godne uwagi i polecenia. 10 kilometrowy spacer rozpoczyna się przy Belwederze. Autorka zachęca do odwiedzenia Centrum Sztuki Współczesnej z bogatymi zbiorami dzieł uznanych na całym świecie artystów, przedstawicieli wielu dziedzin sztuki. Jakby na marginesie, wspomina film Artura Żmijewskiego „Berek”, który na berlińskiej wystawie "Obok. Polska - Niemcy. Tysiąc lat historii w sztuce" wywołał sensację i w efekcie został z wystawy usunięty. Dalej autorka prowadzi nas Nowym Światem przez Rondo de Gaulle'a obok słynnej „Palmy” autorstwa Joanny Rajkowskiej. Pokazuje nam kościoły i pomniki, miejsca szczególne i ważne dla polskiej kultury i historii. Ale pokazuje także restauracje, kawiarnie. Pisze o codziennych problemach warszawiaków, mieszkańców wielkiego europejskiego miasta. O komunikacyjnych korkach w godzinach szczytu. O złej sławie warszawskiej Pragi, ale też o takich zabytkach industrialnych jak Koneser i o tym, że Praga przyciąga dzisiaj artystów chcących tutaj mieszkać i tworzyć.
Cieszyć należy się z tego, że Warszawa znalazła się na drodze Yavi Bartuli, młodej dziennikarki z Niemiec. Napisała szczery i obiektywny artykuł o Warszawie. Ważne to, szczególnie w kontekście przyszłorocznego Euro 2012 i oczekiwanego w tym czasie napływu gości z zagranicy, także z Niemiec.

12 godzin w Warszawie - Handelsblatt

falko